WĘDRÓWKA PO ŚRODKOWEJ NORWEGII - DO LODOWCA HOGTUVBREEN
Była to całodniowa długa wędrówka przeznaczona dla miłośników Norwegii, Skandynawii, gór dzikich i odludnych, lodowców i krajobrazów glacjalnych, geologii i swobodnego kontaktu z naturą. Dla turystów szukających wygody, reklamowanego szeroko w folderach krajobrazu i towarzystwa innych ludzi, to nie jest ani właściwe miejsce ani czas... Tu prawie zawsze pada deszcz, wieją wiatry i często rozpościerają się gęste mgły. Nie ma tu żadnych dróg (za wyjątkiem jednej, dojazdowej), szlaków znakowanych ani nawet zwykłych ścieżek. Pustka, kamienna pustynia poprzetykana ubogą roślinnością i wszechobecnymi potokami wody ... Dla mnie jest to kolejna już przygoda z przyrodą Skandynawii, która działa na mnie jak magnes na opiłek żelaza. Tym razem celem jest topniejący i znikający z powierzchni Ziemi lodowiec Hogtuvbreen. Lata temu był to rozległy, z góry przypominający rozgwiazdę lodowiec. Jego jęzory zalegały w kilku okolicznych dolinach. Teraz, w roku 2013 zostało z niego ledwie pół z dawnej wielkości. A dziś, gdy układam tę stronkę (2021 r.) zostało z owego lodowca niewielkie pole firnowe... Cóż klimat się nam zmienia, a wraz z nim nasze otoczenie i przyroda. Ale w 2013 roku trzeba było dojechać pod dolinę Leirdalen drogą nr 7370 wiodącą z Mo i Rana do malutkiej osady Melfjorden leżącej na głębokim fjordem o tej samej nazwie. Na szerokim poboczu drogi należało pozostawić samochód i ruszyć śmiało w szeroką z początku dolinę, pełną jezior, jeziorek, stawów i oczek wodnych, połączonych ze sobą niezliczoną ilością potoczków. W oddali - o ile kapryśna tu pogoda pozwoli - zobaczyć można szczyt Hogruva 1276 m npm.
Stosowna mapka z naniesioną trasą naszej wędrówki
Wędrówka zaczyna się niewinnie od koryta jednego, przypadkowo wybranego potoku, jakie szumnie płyną szerokim dnem doliny
Malownicze wodospady czynią wiele hałasu w tym tak cichym i ustronnym miejscu
A oto i widok na naszą dolinę polodowcową - świeżo odsłoniętą. Jeszcze nie zalesioną, choć od tej strony, od jej ujścia porosły już trawy i różne mniejsze krzewinki. W oddali widoczny w kiepskiej już formie jeden z jęzorów lodowca Hogtuvbreen. Aby tam jednak dojść, trzeba pokonać około 14 km trudnego terenu
Wyszlifowane na gładko granitowe skały podłoża tworzą liczne zagłębienia w których powstało mnóstwo małych jeziorek i oczek wodnych. W takim terenie przyjdzie nam wędrować przez około 5-6 km. Potem będzie jeszcze trudniej
Od wschodu dolinę zamykają ogromne zerwy skalne - ongiś ograniczały one jęzor lodowca
Takim pustkowiem wędrujemy całe kilometry. Nieco dalej kończą się trawy, a zostaje tylko goła skała i kamienie
Urocza wełnianka - symbol stref polarnych i subpolarnych
Czasem musimy obejść całkiem spore jeziorka i potem szukać właściwego kierunku marszruty
Widok na odległy masyw górski Oksskolten. Nasz niedoszły cel...
Zbliżenie na wspaniały masyw górski Oksskolten - 1916 m npm. Z naszej doliny w linii prostej będzie tam około 40 km. Kika dni temu mieliśmy w planie wejście na ten szczyt. Jest tam kilka dróg, z których jedna jest turystycznie w miarę łatwa i bezpieczna. Ale na miejscu okazało się, że pozamykane sa wszystkie dojazdy samochodowe. Nawet te płatne też. Nie udało na się dowiedzieć, czy to w związku w planami utworzenia tu rezerwatu i parku narodowego, czy też z innych powodów. Faktem jest że straciliśmy pół dnia na poszukiwanie drogi dojazdowej pod masyw. Szkoda... Jeszcze jedna kępa wełnianki napotkana po drodze. Kawałek dalej trafiamy na całe łąki
Wciąż podziwiamy i sycimy oczy tym unikalnym krajobrazem. Ściany skalne wyglądają jak wyszlifowane gigantyczną ściernicą
Potoki jeszcze nie znalazły swojego stałego cieku i nie wyżłobiły koryta - na razie szukają, przymierzają się
A na naszej trasie wciąz to potoki, to jeziorka, to kamienne pustkowia - odsłonięte dno lodowca
Dwaj "miejscowi"
Tam gdzie powstały pierwsze zaczątki gleby pojawiają się mchy, porosty i trawy
Wciąż musimy się przeprawiać przez niezliczone potoki o niebieskiej wodzie
Ten błękit nas fascynuje. Zawsze jest taki kolor wody spływającej spod lodowca
Dawno juz nie widać miejsca z którego wyruszyliśmy
Teren się podnosi, potoki są już głębsze
Tylko sylwetka prawie po środku zdjęcia pokazuje w skali, jak rozległe jest dno tej U-kształtnej, polodowcowej doliny
Bystra woda brzegi rwie
W tle już widoczny kawałek lodowca, już blisko
Cała ta widoczna ściana wysoka na około 120-130 m została wyorana przez lodowiec, a materiał okruchowy został przetransportowany daleko niżej i dalej ...
Ogromne płyty skalne, a pod nimi resztki materiału okruchowego, który nie załapał się na transport i pozostanie tu na wiele wieków
Ostatni odcinek "zielonej doliny" liczącej sobie około 15-20 lat, dalej krajobraz jest już bardzo surowy - ściany skalne, płyty, kamienie i gruz, bez jednego źdźbła trawy
Od tego miejsca stawiamy co jakiś odcinek swój marker - znacznik dla orientacji w terenie w razie mgły
Dolina, którą jeszcze parę lat temu przykrywał jęzor lodowca
Po stromiznach spadają potoki i szumią i krzyczą ...
A oto i czoło naszego lodowca Hogtuvbreen. Nie wygląda zbyt okazale, ani zbyt groźnie? To tylko pozory ...
Już niby blisko, ale to wciąż jeszcze prawie kilometr. Niestety, okazuje się, że ciemny pas skał poniżej lodu nie dochodzi wcale do czoła. To złudzenie optyczne. Pomiędzy urwiskiem lodu, a pasem skał biegnie poprzeczna szczelina głęboka na kilkadziesiąt metrów i szeroka na tyleż. Co gorsza, nie mogłem zrobić tam zdjęcia, bo zamoczyłem podczas upadku aparat i obiektyw. Osuszanie trwało około pół godziny. W tym czasie musieliśmy już wracać, bo pogoda wyraźnie się popsuła
Zbliżenie na czoło lodowca. Szczelina brzeżna była tak stroma i głęboka, że bez sprzętu alpinistycznego nie było szans na bezpieczne zejście
Droga powrotna wiedzie tym samym terenem. Na horyzoncie pojawiają się ciężkie chmury zwiastujące deszcz, a może i mgły. Trzeba przyspieszyć kroku, bo do samochodu jeszcze około 11 km
Tak własnie wygląda "świeży "krajobraz polodowcowy. Jeszcze 3-4 lata temu był tu lodowiec. Wszystko co widać było przykryte kilkudziesięciometrową warstwą lodu. Jego czoło znajdowało się o ponad jeden kilometr niżej ujścia doliny. Teraz wartki potok zaczyna rzeźbić sobie koryto...
A to kolejny jęzor lodowca Hogtuvbreen. Właściwie już tylko języczek, powoli znikający. Na lewo do niego doskonale widoczne gładzie w skalistym podłożu. Wygładzenia dokonał tenże lodowiec - ale w innym czasie, kiedy miał jeszcze siłę!
Patrząc bardziej z bliska, nadziwić się nie możemy, jakie gładzie w twardej granitowej skale pozostawił ten lodowiec
Po drodze mijamy malownicze jezioro polodowcowe, o niezwykłym kolorze wody. Ciekawe, że zawsze i wszędzie woda spływająca z lodowców ma błękitne zabarwienie
No i dopadła nas mgła. Teren nieoznakowany nie wróży nic dobrego. Tylko że my przewidzieliśmy taką sytuację i pozostawiliśmy własne znaki oraz zapamiętaliśmy kilka innych, pozostawionych tu wcześniej prze kogoś - jak na zdjęciu poniżej:
W tym pustkowiu można się zgubić. My jednak podziwiamy krajobraz jaki powstał tuż po ustąpieniu lodowca. Za jakiś czas przyroda zagospodaruje to miejsce. Wiatr i topniejące śniegi posegregują drobniejsze kamienie, a na płasienkach wyrosną trawy i drobne krzewinki
A oto i ciekawy znak pozostawiony przez nieznanych nam poprzedników. Grzybek jest lepiej widoczny na zdjęciu poniżej. Dzięki takim znakom można łatwiej odnaleźć właściwą ścieżkę
Ten zaś znaczek pozostawiliśmy my. Teraz mamy pewność, że wracamy właściwą drogą
Nareszcie mgły się podniosły i odsłoniły większe fragmenty terenu. Teraz już na pewno nie zbłądzi tu żaden wędrowiec
Na koniec widok z ujścia "naszej doliny" na Melfjord. Doskonale widać, że od strony wschodniej zamykają go góry zrębowe. Miejsce do którego już nie dotarliśmy...
Niestety, nie mogliśmy kontynuować dalszych wędrówek po Górach Skandynawii. Pewne sprawy pokrzyżowały nam nasze plany. Trzeba było wracać do domu ...
cudowne widoki i do tego ciekawie opisujesz swoje przeżycia z tego pięknego regionu Norwegii .
OdpowiedzUsuń