STRONY

19 kwietnia 2024

PODGÓRZYCE (LUBUSKIE) RUINY KOŚCIOŁA

RUINY  BARDZO  CIEKAWEGO  NAJPRAWDOPODOBNIEJ  ROMAŃSKIEGO JESZCZE KOŚCIÓŁKA W PODGÓRZYCACH KOŁO NOWOGRODU BOBRZAŃSKIEGO

Ściana południowa nawy i późniejsza wieżyczka. Brak jakichkolwiek detali kamieniarskich

Przedwojenny rysunek ruin kościoła. Zdjęcie pochodzi ze strony fotopolska.eu


    Ten niewielki typowo wiejski kościółek kryje wiele tajemnic i niewiadomych. Jednonawowy, wzniesiony z nieciosanego kamienia polnego, stanowi dziś rozpadającą się ruinę. Niektóre źródła podają, że wzniesiony jest z kamienia i rudy darniowej. W obecnym kształcie pochodzi on z XIV wieku, a w ruinie pozostaje od czasów wojny trzynastoletniej (1618-48). Dokładnie trudno jest dziś ustalić, jaki styl architektoniczny reprezentuje. Ruiny są bowiem pozbawione jakichkolwiek detali kamiennych, mogących ułatwić ustalenie ich pochodzenia, czasu wzniesienia i stylu. Pozostają jedynie domysły, oparte na zachowanych kształtach otworów bramnych i okiennych. Jednak pozbawione kamieniarki są tylko otworami. Wejście boczne posiada lekko wypuszczoną przed lico ściany oprawę kamienną w kształcie ostrołucznym, a więc nie romańskim. Ale to wejście boczne - być może przekute później. Dawne wejście główne, znajdujące się na wprost apsydy, ma oprawę półokrągłą. No i sam fakt, że nawę zamknięto półokrągłą apsydą też wskazywać może na romańską proweniencję kościoła. Do tego miejscowa legenda głosi, że fundatorami kościółka byli książę Henryk Brodaty i jego małżonka, księżna Jadwiga Śląska. Wiadomym jest, że fundacje sakralne tejże pary książęcej były wznoszone w stylu jeszcze romańskim. Wiadomo jest również, że książę Henryk zwykł unikać pisemnych potwierdzeń swoich fundacji i nadań, i stąd być może brak jest jakichkolwiek źródeł pisanych o fundatorze . Ale to tylko legenda. Fakty mogą być zupełnie inne.
W takim razie co wiemy? W 1295 roku, w kronice łacińskiej Liber fundationis episcopatus Vratislaviensis (pol. Księga uposażeń biskupstwa wrocławskiego) miejscowość wymieniona jest w zlatynizowanej formie Podgorzicz. W 1442 roku wzmiankowano pierwszych właścicieli dóbr w Podgórzycach, a byli nimi czterej bracia Rothenburgowie. W drugiej połowie XV stulecia dobra należały do członków rodu von Niesemeuschel. O samym kościółku znajdujemy pierwszą pisaną wzmiankę dopiero w roku 1535. W czasie wojny trzydziestoletniej budowla została w dużym stopniu zniszczona. Wieżyczka na dachu przetrwała do 1688 roku, a po jej zapadnięciu wiszące w niej dzwony wywieziono do kościoła parafialnego w Słocinie.
Na ołtarzu znajdowała się figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem. W zdewastowanym wnętrzu znajdowała się także wyszczerbiona posadzka ceglana, ambona oraz obraz, który przedstawiał zawarcie przed księżną Jadwigą w 1214 roku na wzgórzu w Podgórzycach, ugody między zwaśnionymi braćmi: Henrykiem II i Konradem. Fakt ten miał upamiętnić wzniesienie świątyni. To kolejna niepotwierdzona informacja, ale ciekawa w połączeniu z legendą o fundatorach. Obecnie we wsi, w jej górnej części, można oglądać ruinę kościoła. Była to salowa budowla orientowana, zamknięta od wschodu półokrągłą apsydą, a od strony południowej z dostawioną kruchtą. W XX wieku w południowo-zachodnim narożniku stanęła ceglano-drewniana dzwonnica ,zwieńczona czterospadowym hełmem. To replika tej średniowiecznej, która zawaliła się w 1688 roku.  We wnękach kamiennych ścian ostała się kapliczka z figurkami Matki Boskiej oraz krzyż z napisem "wiederfeh'n" -  (spotkamy się ponownie). Miejsce jest magiczne. Nastroju dodaje mu potężne drzewo wyrosłe we wnętrzu apsydy. Kościółek zasługuje na większą opiekę konserwatora zabytków. Szanujmy to miejsce.

Narożnik północno-zachodni 

Dawne wejście główne do kościoła. Uwagę zwracają otoczaki polne nieobrobione, w całości wmurowane w ściany kościółka


Obecnie jedyne, boczne wejście do kościoła 

Wnęki w apsydzie wykorzystane jako kapliczki i potężne drzewo wyrosłe pośrodku apsydy

Spotkamy się ponownie

Kapliczka w kapliczce

Drewniana belka stanowiąca nadproże tej wnęki jest bardzo stara. Ale wnęka w apsydzie może być jeszcze starsza. Być może była to piscina (w architekturze średniowiecza stanowiła rodzaj umywalki służącej do umycia naczyń liturgicznych)


Murowana z cegły wieżyczka to wzniesiona później dzwonnica. O dziwo jest w niej dzwon i sznur

Widać ile razy wejście boczne było przebudowywane - szmat historii w jednym kawałku muru

Dzwonnica jest kompletna - jako jedyna w tej budowli


W tych szacownych murach każda nisza może być kapliczką

GÓRY BYSTRZYCKIE (RAMBLE ON)_kwiecień 2024

KWIETNIOWA  WĘDRÓWKA  PO  GÓRACH  BYSTRZYCKICH  (ramble on) 
11-12.04.2024

Widok z wieży na szczycie Jagodnej w kierunku Gór Orlickich

TRASA:
Długopole Zdr. PKP - czerwonym szlakiem przez Ponikwę do Autostrady Sudeckiej - dalej leśnymi duktami na Jagodną (977 m n.p.m.) - niebieskim szlakiem do schroniska Jagodna we wsi Spalona (nocleg) - zielonym szlakiem zejście do Bystrzycy Kłodzkiej (zwiedzanie miasta) PKP
Mapka z zaznaczoną trasą wędrówki po Górach Bystrzyckich

Widok na pasmo Jagodnej z pól przed Długopolem Zdrojem

Wiosenne krajobrazy i świeże odcienie zieleni

Ponikwa to składanka złożona ze strych opuszczonych gospodarstw i nowych eleganckich domów

Góry Bystrzyckie nie należą do bardzo popularnych pasm górskich Sudetów. Składa się na to wiele różnych powodów i czynników. Starzy turyści znają je dobrze, a mimo to spotyka się ich tu dość często. Ja mam w każdym razie takie spostrzeżenia. Młodzi i mniej doświadczeni turyści, biegają chętnie po Karkonoszach, Rudawach czy wchodzą na pobliski Śnieżnik. Ci z większym bagażem doświadczeń skłaniają się chętniej ku miejscom spokojnym, ukrytym, bezludnym - takie właśnie są te góry. Tak też było i tym razem. Dwa dni powszednie w tygodniu i ani jednego turysty na szlaku. Wyjątek stanowi jedynie sam widokowy szczyt Jagodnej. Tu sporo zmotoryzowanych turystów podjeżdża samochodami pod schronisko Jagodna, a następnie pieszo wędruje tam i z powrotem tą samą szeroką i wygodną drogą, na wieżę widokową na szczycie Jagodnej. Czasem można też spotkać tu rowerzystów, albowiem w latach ostatnich przygotowano w tych górach i udostępniono cały szereg tras rowerowych, o różnych stopniach trudności.
Dawne opisy tych gór są do dziś aktualne, bo przecież nie zmieniła się ich budowa geologiczna, ani rzeźba terenu. Jedyną poważną i doskonale już widoczną zmianą w tych górach jest totalna zagłada lasów. W majestacie prawa, pod nadzorem straży leśnej, a może i sił porządkowych, odbywa się nieograniczony szaber drewna. Pazerność Lasów Państwowych zdaje się nie mieć ni końca ,ni granic ....

Widok z górnej części wsi na Masyw Śnieżnika

Król jest tylko jeden - Śnieżnik Kłodzki

Piękne motywy dla fotografa - tylko wiosną

Ostatnie we wsi, opuszczone już gospodarstwo. Rozpada się na oczach

Góry Bystrzyckie słyną z gęstej sieci leśnych duktów. Wiele z tych dróg ma bardzo ciekawe i romantycznie brzmiące nazwy np. Droga Ku Szczęściu, Złodziejska Ścieżka, Dukt Wieczność, czy moja ulubiona Droga Zbłąkanych Wędrowców (no czy może być piękniejsza nazwa drogi w górach, które teraz są dziksze od osławionych Bieszczad? ). Drogą Zbłąkanych Wędrowców wędrowałem po raz pierwszy baaardzo dawno temu, bo w maju 1970 r. Ze Szczytnej do Lasówki. I w czasie tej długiej trasy mówiliśmy na nią "ramble on" . Nomen omen, bo przecież w wolnym tłumaczeniu "ramble on" może oznaczać Drogę Zbłąkanych Wędrowców - czyż nie? Był piękny słoneczny maj, a my - uczniowie trzeciej klasy liceum - przeżywaliśmy właśnie nowy drugi album Led Zeppelin. Maszerowaliśmy tą prostą i prawie poziomą, leśną na całym odcinku drogą, a w uszach nam brzmiał ten wspaniały utwór o włóczęgach i włóczędze. Braliśmy udział w jakimś rajdzie PTTK, który kończył się w Bystrzycy Kłodzkiej. Nocleg był zarezerwowany dla naszej trasy w Lasówce. Jednak nie dotarliśmy tam. Nucąc "ramble on" staliśmy się prawdziwymi zbłąkanymi wędrowcami. Zbyt późno dotarliśmy z Wrocławia do Szczytnej i w połowie drogi do Lasówki zaczęło robić się ciemno. Na szczęście kawałek dalej stała niewielka chatka dla pracowników lasu. Była pusta, czysta i zaopatrzona w spory zapas siana. To był nasz zbłąkany biwak. Kolega miał gitarę i na dobranoc brzdąkał oczywiście "ramble on", a my staraliśmy się wystukiwać łyżkami o podłogę charakterystyczny rytm tego utworu. Od tego momentu ten właśnie utwór Led Zeppelin, kojarzy mi się już na zawsze z pieszymi włóczęgami po górach. Jest niezwykły. Zespół nigdy nie wykonał tego utworu na żywo! Przez całe lata istniałą tylko jedna wersja tej piosenki - studyjna. Dlaczego tak było? To jedna z tajemnic Planta i Page. Dopiero stosunkowo niedawno utwór ten znalazł się w repertuarze Zepparelli - damskiej wersji Led Zeppelin.  Nie znasz, to posłuchaj: 
Są więc to góry i romantyczne i nostalgiczne. W żadnym jednak wypadku nie są ponure. Każdy może znaleźć tu coś dla siebie, każdy może zostawić tu swoje wspomnienia, a zabrać nowe wrażenia. 
Zimą jednak trzeba być przygotowanym na nieodśnieżone drogi i zwłaszcza na nieprzetarte szlaki. Należy o tym pamiętać, bo zimą można przejść lekko pół grzbietu Karkonoszy, a tu w tych niskich górkach można utknąć w kopnym śniegu po przejściu 1, czy 2 kilometrów i paść ze zmęczenia. 
Ruiny w najwyżej położonej części wsi. Kiedyś ktoś tu miał swój dom. Gospodarzył na tej ziemi. Teraz ziemia wchłania wszystko, co nikomu już do niczego nie jest potrzebne...

Tu był początek, lub jak kto woli koniec wsi

Te ruiny to dawne domostwo pomiędzy Ponikwą, a Wyszkami. Musiało to być spore i zamożne gospodarstwo. Ale i ono dożyło swojego końca

Dawniej okno na świat cały. Ktoś tu mieszkał, spoglądał na pogodę za oknem. Patrzył na topniejące śniegi, wyczekiwał wiosny. Bardzo bał się czy dojdzie pod to okno wojna? Co przyniesie jutro?  Jutro rozprawiło się okrutnie z domem, który kiedyś dla kogoś był całym światem ...

Kwiecień tego roku jest i zimny i ciepły - naprzemiennie, jak to kwiecień plecień. My trafiliśmy na cieplejszą porę i cieszyliśmy się słońcem i pogodą. W Długopolu zawiedliśmy się jedynie naszą gastronomią, a właściwie jej brakiem. Nie mogliśmy uwierzyć, że w kurorcie zdrojowym około 10-11 rano nie można nigdzie napić się kawy. Jak to możliwe? Okazuje się że możliwe, a nawet normalne. Ta miejscowość śpi. Podobnie uśpiona jest cała Kotlina Kłodzka. Tu jeszcze-a może na szczęście-"cywilizacja nie dotarła".  W przeciwieństwie do Karpacza, czy Szklarskiej Poręby, w tym rejonie nie żyje się jeszcze z turystyki. Ale jak zawsze w życiu bywa - dla jednych będzie to bolączka, dla drugich atrakcja. Tak czy owak dopiliśmy resztki kawy z termosu i poszliśmy dalej. Wieś Ponikwa o pradawnej, trochę dziwnej nazwie to też uśpione miejsce. (Ponikwa znaczy tyle, co potok lub rzeka, która zanika pod ziemią, by potem znów wytrysnąć). Ale nie brak tu nowych domów i zadbanych gospodarstw. Widać, że z jednej strony wieś się wyludnia w naturalny sposób, a z drugiej strony przybywa nowych osadników - prawdopodobnie emerytów z miast, uciekających na stare lata od tzw. miejskiej cywilizacji. 
Wreszcie na szczycie Jagodnej. Panorama przednia. Widoczność doskonała. Widok w kierunku Gór Złotych i Bardzkich. W dole po lewej Bystrzyca Kłodzka

Wyżej i niżej zbliżenie na piękną Bystrzycę Kłodzką

Fragment wsi Wyszki i kościół św. Jana Chrzciciela

Sam król Śnieżnik i nowa korona (znaczy nowa wieża - zawsze jej tu brakowało)

Pasmo Gór Bardzkich

Wyżej i niżej Masyw Śnieżnika Kłodzkiego od Czarnej Góry po Przełęcz Międzyleską

Za ostatnimi zabudowaniami Ponikwy droga skręca w kierunku wsi Wyszki, a szlak czerwony prowadzi w górę wzdłuż potoku Ponik, aby po niecałych dwóch kilometrach wyjść na Autostradę Sudecką. Nazwa wyprzedza stan faktyczny drogi o całe stulecia. Droga nr 389 to zestaw dziur w ziemi, połączonych strzępami asfaltu. Ale do wędrowania nadaje się jak najbardziej. Tu opuszczamy szlak i kierujemy się "na szagę" w kierunku szczytu Jagodnej. Chcemy bowiem dziś wejść na ten piękny i widokowy szczyt, zwłaszcza, że pogoda dopisuje i widoczność jest znakomita. Strome porośnięte starym lasem, północne zbocze Jagodnej pokrywa wcale gęsta sieć leśnych duktów. Kierując się nimi osiągamy szczyt po pół godzinnej wędrówce. Widok z wieży należy zaliczyć do najciekawszych w Kotlinie Kłodzkiej. Zwłaszcza okazale prezentuje się Masyw Śnieżnika. To tutejszy król, po Karkonoszach najwyższy masyw w naszych Sudetach. Dobrym pomysłem gospodarzy rejonu było zainstalowanie na platformie widokowej masywnej lunety. Teraz można sobie przybliżyć piękne widoki i panoramy. My podziwialiśmy fragment Karkonoszy ze Śnieżką na czele.

Barokowy kamienny krzyż przy schronisku Jagodna 

Wnętrze schroniska, pod wieczór pustoszeje

Schronisko Jagodna znane jest mi od lat wielu.  Dawniej było tu zupełnie inaczej. Nie było praktycznie turystów zmotoryzowanych, choć droga dojazdowa była tu od zawsze. Obecnie samochodziarze dominują w tutejszym krajobrazie. Ale to oni nakręcają koniunkturę. Uważam, że z samych pieszych turystów to schronisko nie utrzymałoby się ani chwili. Na szczęście dla takich jak ja, lubiących ciszę i spokój, są w tygodniu dni, a w roku miesiące, kiedy jest tu cicho i spokojnie - czyli wiosną i jesienią w dni powszednie. Tak też było i tym razem. Smaczny obiad jedliśmy jeszcze w towarzystwie kilku zmotoryzowanych rodzin, ale chwilę potem byliśmy już tylko my i jeszcze jedna - pieszo wędrująca - rodzinka. Spokojna noc i piękny wiosenny poranek. Opuszczamy schronisko wypoczęci i syci. Dziś podążamy zielonym szlakiem do Bystrzycy Kłodzkiej.
Wyżej i niżej niewycięte jeszcze resztki wspaniałego lasu - w wiosennej szacie


Ongiś buki, jodły i jawory to był naturalny drzewostan sudecki. W niektórych rejonach próbuje się go odbudować. Piękna idea

Taka malownicza aleja drzew liściastych prowadzi ze Starej Bystrzycy do centrum miasta

Piękna i pełna uroku jest Bystrzyca Kłodzka. Wszystko razem tworzy niezwykły klimat

Bystrzyca Kłodzka. Miasto z wielkim, niewykorzystanym potencjałem. Śpi przez cały rok. nawet w środku lata boryka się ze swoją niemocą. Dla kogoś, kto przyjedzie tu z Sandomierza, czy Kazimierza nad Wisłą to może być szok. Jak to możliwe, że miasto - zabytek, miasto dla malarzy, miasto mogące turystycznie konkurować w wieloma dużo bardziej znanymi mekkami turystycznymi - śpi....
Jest piątek, wczesna popołudnie. Rozglądamy się za jakimś miejscem do zjedzenia obiadu. Okazuje się że w całym mieście są tylko dwa takie miejsca - kebab u Turka i restauracja w podziemiach ratusza. Wybieramy ratusz. Na szczęście serwują tu pyszną prawdziwie włoską pizzę. A propos podziemi. W roku ubiegłym włodarze miasta uruchomili podziemną trasę turystyczną. Podobnie jak w Kłodzku teraz i w Bystrzycy można zwiedzać podziemną trasę turystyczną. Wydawać by się mogło. Ha ha. Pieniądze poszły, trasa jest ale ze zwiedzaniem kłopot wielki. Po pierwsze przed wejściem napisano, że aby zwiedzić te podziemia trzeba pierwej zgłosić taką chęć w miejscowym Ośrodku Informacji Turystycznej (tę niedogodność można jeszcze jakoś strawić). A po drugie i najważniejsze, trasa jest czynna tylko do godz. 13.00 Kto wymyślił taką bzdurę. Wyobrażacie sobie, co by się działo gdyby taką tabliczkę zawiesić na Wawelu lub pod kolejką na Kasprowy?   

Zaułki, uliczki, schodki tarasy - jest tu wszystko to co lubią turyści

Kościół parafialny św. Michała Archanioła. Dokładnie jest tak, jak zapisałem w tytule zdjęcia. Nie jest to zabytek (broń Panie Boże) ale wyłącznie kościół.  I intruzem jest tu każdy, kto chciałby tu wejść w celu innym niż msza. Tak było tu od zawsze, odkąd pamiętam. Zabytek wysokiej klasy, dwunawowy gotycki kościół, pełen zabytków wewnątrz jest niedostępny. To nawet jest zgodne z ogólną polityką miasta. Szkoda ... 

A to zdjęcie pokazuje obecny stosunek miasta do turystów. Wypisz wymaluj  - tak to odbieram

Czyż nie jest to Toskania? czy może Prowansja? Upchałbym to zdjęcie bez trudu, pośród innych z Włoch, czy Hiszpanii, czy Francji i nikt by nie odróżnił ,czy to  stamtąd, czy może nasze, krajowe. Widzicie ten potencjał?  To miasto wciąż czeka ......